Tytuł: Colette
Oryginał: -
Historia miłosna rozgrywająca się w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Vili zakochuje się w belgijskiej żydówce Colette i ratuje ją od śmierci w komorze gazowej. Urodę Colette szybko zauważa fanatyczny oficer SS Weisacker. W desperackiej walce o życie Vili i Colette wspólnie planują ryzykowną ucieczkę z obozu.
Colette to film, na który trafiłam przypadkowo. Gdy spostrzegłam, że jest to historia wyjęta z obozu koncentracyjnego, od razu chciałam go obejrzeć. I tak się właśnie stało. Przyznam szczerze, że takie filmy momentami ogląda się naprawdę boleśnie; patrzenie na nieludzkość ludzi to chyba jedna z najgorszych rzeczy.
Jeśli chodzi o filmy wojenne, oglądam je rzadko. Zdecydowanie wolę powieści. Lecz od czasu do czasu warto zrobić wyjątek. Colette to film niezwykle wzruszający. Pokazuje historię belgijskiej Żydówki, która już na początku została rozdzielona z rodziną, którą w końcu straciła w niemieckim obozie. Ciężko mi ocenić, czy aktorzy grający swoje role byli wiarygodni. Główna bohaterka z jednej strony przekonała mnie, zaś jeśli brać pod uwagę wszystkich, to nie do końca zostałam usatysfakcjonowana. Brakowało mi nieco realizmu. Ciężko było zrozumieć postępowanie co poniektórych postaci, którym czegoś brakowało.
Ogólne wykonanie i detale są raczej przeciętne, ale nie najgorsze. Zdaje mi się, że największy plus tego filmu to relacja pomiędzy Vilim a Colette. Miłość w tych czasach zawsze mnie fascynowała, że ludzie pomimo smutku i cierpienia nadal mają w sobie pewną nadzieję, że kiedyś to piekło się skończy. A miłość jak i sama chemia pomiędzy głównymi postaciami była zauważalna, a także wzruszająca. Ten wątek oglądało się z czystą przyjemnością. Agresja niemieckich żołnierzy także występowała, ale było to nieco pokazowe. Choć z drugiej strony była niespodziewana, o ile nie szokująca.
W filmie nie znajdziemy niczego spokojnego, akcja jest raczej wzburzona. Tak samo jak życie codzienne podczas ciężkich prac. Nie wiadomo, kto teraz zginie, kogo wyślą do komór gazowych; kto przeżyje noc. Przez zauważalną desperację ludzi w tej produkcji, można było ją poczuć na własnej skórze. Każdy chciałby się wydostać z obozów śmierci, ale odważnych, którzy planowali ucieczki, chwytano i zabijano od razu, dla przykładu, przez co przewijało się sporo drastycznych scen.
Colette to film, który warto obejrzeć. Pomimo swoich wad, nadal jestem zdania, że ma w sobie coś szczególnego. Może nie jest to produkcja, która ze wzruszenia powoduje łzy w oczach, ale mnie nieco poruszyła. Osoby, które dosyć często oglądają filmy o tej tematyce, nie do końca wiem czy będą usatysfakcjonowani. Nie chciałabym nikogo zniechęcać, bo w gruncie rzeczy nie wiało nudą i czymś oklepanym. A czy obejrzycie, to już zależy od Was i waszych gustów.
Tematyka od razu przykuła mój wzrok... Bardzo lubię historyczne filmy, jednak najbardziej podobają mi się właśnie wojenne klimaty. Biorąc to pod uwagę, film pomimo kilku wad i tak oglądnę, masz to jak w banku. Jeśli chodzi o kinematografię biorę się za wszystko co związane z wojną światową :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
chocabooks
Cieszę się, że mogłam zachęcić. ;-)
UsuńPozdrawiam!
Nie lubię oglądać filmów o tematyce II wojny światowej. Mam na to za słabą psychikę niestety. Książki jeszcze tak, ale ekranizacje niestety nie..
OdpowiedzUsuńJa ekranizacje i tak oglądam sporadycznie, jeśli chodzi o filmy wolę horrory i romanse i dramaty. ;-)
UsuńJak to z filmami bywa, nie ma znaczenia, o czym on by nie był, ja i tak nie będę nim zainteresowana. W zasadzie po obejrzeniu kilku (nie wszystkich) sezonów "Czasu Honoru", mam dość tej tematyki na ekranie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com/
Wprawdzie zaczęłam oglądać Czas Honoru, lecz po kilku odcinkach nieco zwolniłam. Na razie planuję na spokojnie skończyć pierwszy sezon, momentami jest dość brutalnych scen, ale cóż... Nie każdy lubi tę tematykę. ;-)
UsuńPozdrawiam!
Jak chodziłam do szkoły, to miałam motywację,żeby go oglądać. Ale jak tylko poszłam na studia, to odpuściłam sobie serial na amen.
Usuń